Twórcownia - samozwańcze miejsce ponadcodziennej aktywności dorosłych ( dzieckiem podszytych) na granicach sztuki i kultury od arteterapii po rysunek studyjny. Twórcujemy nie tylko za pomocą pędzla i ołówka, ale i pióra literackiego przy herbacie Sentymentalną troską otaczamy zanikającą kulturę Silesia Superior, Małą Ojczyznę na granicy „cesarstw”. Twórcownia – miejsce magiczne przekraczające granice czasu, przestrzeni, pamięci i myślenia – bezpieczne i otwarte dla outsiderów i disability

czwartek, 17 lipca 2008

Rodzina się powiększa -Przygarnia

krewni i znajomi królika i prosiaczka wzbogacają Twórcownię, nasz Wojtek Jajo B. zaprosił ciekawych gości- i tak pojawili się tajemniczy ZKS -czyli zwróceni ku słabości" -dla nas ważne, że lubią wycieczki!!!Planowana Wycieczka rowerowa do Gliwic, wycieczka w góry
NAZWANI ZOSTALI przez nas  PRZYGARNIĄ (też z Szukalskiego) chociaż on miał na myśli innych adresatów, zks-owcy są rodzajem grupy wsparcia w życiu realnym,
a dla nas, Twórcowników najważniejsza jest wspólnota "twórcza".



Stanisław Szukalski szkoła dla młodych talentów, Przygarnia, Gidle, 1960 rok., tusz.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Szukalski

wtorek, 8 lipca 2008

PLENERY ŚRODA lipcowe

kiedy jest ciepło i nie pada staramy się w środy spotkać w plenerze;
jednak ta środa, 9 lipca zaczyna się spotkaniem z ważną osobą -witamy Krzysztofa
twórcownicy z TWÓRCOWNI

CO TO TAKIEGO TA TWÓRCOWNIA?

CO TO TAKIEGO TA TWÓRCOWNIA?
T o nie mordownia nie kotłownia a tym bardziej nie farb hurtownia
To jak to bywa piwniczna polemiczna pracownia
Dla jednych to komedia dla jednych tragedia
Są tacy dla których jest legendarna
I drudzy dla których ciasno lapidarna
Sporo rzeczy dzieje się dla hecy
Sporo farby idzie w plecy
Jeden złorzeczy jeden przeraźliwie skrzeczy
Ten neguje tamten akademikom stawia dwóje
A wtedy ktoś do herbaty odtrutkę dosypuje
Są też spory o kolorowe przetwory
A na obrazach rosną muchomory
O dadaizmie surrealiźmie słuchy
Usłyszy nawet komar głuchy
Wolność absurdalności
Wolność wszelkiej nowości
Wolność moczonej w terpentynie ości
Nie jesteśmy partyjni dla stonóg nietolerancyjni
Dla chorób światła awaryjni
Każdy z nas ma swoje światy i sadzi tam swoje kwiaty
Od południa do wieczora tu siedzimy i coś o sztuce bredzimy
Dużo jest chichrania zamiast porannego poziewywania
Czasem ktoś zaśnie ale jego wiara w sztukę nie gaśnie
W
ielu ludzi tu mamy wszystkimi się przechwalamy:
jest tu Piotr Dutkacy wizytówka rzetelnej pracy
Wojtek wincent wesoły nie uznający malarskiej szkoły
Ilona skolegowana z misiami jak z dawnymi marzeniami
Danka penetrująca średniowiecze niczym bank ubezpieczeń
Andrzej kopista to nasz przyjaciel rzecz oczywista
Małgosia gospodarna z ciastem zawsze ofiarna
Agnieszka i Ania co z mroku papierosowego się wyłania
Agnieszka tu mieszka, sztuki dobrej już koleżka
Ania malująca koty przeskakujące wszystkie płoty
Aha Kasia zagubiona, kolorem słów odnaleziona
Maurycy hop dymbowy z brzuchem jak silnik odrzutowy
Twarze na jego obrazach patrzą na nas z butą, jakby chciały nas dotknąć batutą.
Są nieskore do uprzejmości i wymieniania listy gości.
Raz poobijane, jakby włóczyły się po szynkach, wracają do sztalug nad ranem.
Nastroszone, naburmuszone, do ruchu malującego ich pędzla nieprzyzwyczajone
Krzysiek -czaknoris– epopeja psychiatryczna
dla jednych za bardzo wylewnie drastyczna
Beata krzyśkowi muzująca w jego talent nie wątpiąca
Wiola maluje na szkle- wie co jest dobre a co złe
Marian nie wykluty w skorupie, który różdżką bogów drapie się po d....
Zygmunt skwarek i jego mobilny barek
Oraz Mantykora do zwierzeń (nie) skora...
Szefowa brudnych pędzli do kąta nie zawoła*
Odwiedzają nas liczni goście:
Oto i gruby Janek, co za dnia siedzi na sośnie
Marząc o kosmitów jezusowych wiośnie
Jest i Andrzej Kronikarz i jego podejrzliwy kier-masz
Grzegorz wyśpiewuje swoje frazy, cyzelu-u-jąc wyrazy
Przychodzą portierzy i senatorzy do pracy u nas nieskorzy
Olka biznesmena każdy zna, każdemu złą radę da
Masz to chłopie jak w banku albo w jutrzejszym teleranku
Tak więc śmiało Twórcowni Przyjaciele
Zróbmy chociaż tyle by w życiowym mętnym nie ugrzęznąć pyle
Dalej fruńmy jak motyle
I dmijmy w trawiaste wentyle
Artystyczne Tryle
Od mistrza wasylika fraszka nauczona na mój język przełożona
Miron twórcownik naczelny pracownik, nieskory do życia domownik
Uwaga treść fraszkowa trudna do przełknięcia ale nie do pominięcia i pogięcia
*bo trzeba je- pędzle umyć a nie chować pokątnie po katach!!!- komentarz mantykory, która usiłuje przypomnieć o szanowaniu narzędzi i materiałów do twórcowania, chociaż jej przykro że stała się szefową brudnych pędzli
spisane pod dyktando Mirona

Alfred Kubin Po tamtej stronie. Demony i nocne zjawy. "Sztuka to wentyl bezpieczeństwa"

Sztuka to wentyl bezpieczeństwa. Alfred Kubin
ALFRED KUBIN RYSUNKI
Alfred Kubin, znakomity austriacki rysownik i malarz,
Wnętrze
"Delirium, zaczajone pewnie już we mnie od dawna, ujawniło się w ataku, którego główne stadium, przeplatane częstymi konwulsjami, pozostało mi nikłe i niewyraźne w pamięci. Przywidziało mi się, że jestem księciem Burbońskim, rezydującym na wyspie Borneo, co zaćmiło zupełnie świadomość mego rzeczywistego życia [...] w tym czasie wiele rysowałem i przenosiłem na papier upiorne pomysły i karykatury, odpowiadające tak dobrze memu żałosnemu nastrojowi [...] wszedłem do variéte, w poszukiwaniu obojętnego, hałaśliwego otoczenia, by rozładować wewnętrzny ucisk, który stawał się coraz silniejszy. I tam zdarzyło się mi się coś bardzo dziwnego psychicznie, a dla mnie decydujące, co do dziś niezupełnie pojmuję, chociaż wiele nad tym rozmyślałem. Kiedy mianowicie zaczęła grać niewielka orkiestra, ujrzałem z nagła całe otoczenie jaśniej a ostrzej, jakby w innym świetle. Na twarzach obecnych dookoła dostrzegłem znienacka zaskakującą zwierzoczłowieczość. Wszystkie dźwięki stały się osobliwie obce, wyzwolone ze swej przyczyny. Brzmiało mi to niczym jakaś szydercza, stękająca, dudniąca ogólna mowa, której nie rozumiałem, lecz która zdawała się mieć najwyraźniej jakiś całkiem widmowy, wewnętrzny sens. Posmutniałem, chociaż przenikała mnie jakaś szczególna błogość [...] I wtem lawiną runęły na mnie wizje czarno-białych rysunków — niepodobna opisać, jakie tysięczne bogactwo podsuwała mi wyobraźnia. Spiesznie opuściłem teatrzyk, bo muzyka i światła przeszkadzały mi teraz, i zacząłem błądzić bez celu po ciemnych ulicach, nieustannie przy tym pokonywany, wręcz smagany przez tajemną siłę, która wyczarowywała w moim umyśle dziwaczne zwierzęta, domy, pejzaże, groteskowe i straszne sytuacje. Czułem się w moim zaklętym świecie nieopisanie dobrze i podniośle, a kiedy już padałem ze zmęczenia, wszedłem do małej herbaciarni. I tutaj wszystko było zupełnie niezwykłe. Od razu przy wejściu wydało mi się, że kelnerki są to lalki woskowe, poruszane Bóg wie jakim mechanizmem, oraz że nielicznych gości (którzy jednak w moich oczach wyglądali wręcz na cienie) zaskoczyłem na szatańskich machinacjach. Całe tło zdawało się makietą, która miała jedynie ukryć właściwą tajemnicę — zapewne jakąś słabo oświetloną, podobną do stajni, krwawą jaskinię. Co mogłem utrwalić z tych wyobrażeń, zmieniających się z oszałamiającą lekkością, podczas gdy ja zachowywałem się najzupełniej biernie — to wyrysowałem kilkoma upamiętniającymi kreskami do notesu. Jeszcze w drodze do domu trwało to moje poruszenie wewnętrzne. Augustenstrasse zdawała mi się samorzutnie kurczyć, a dookoła miasta olbrzymim koliskiem powyrastały góry. [...] Podobne upojenia, jak owo wyżej opisane, zdarzały mi się jeszcze nieraz" (Alfred Kubin, Demony i nocne zjawy. Autobiografia).
"[...] wyraźnie zauważyłem, że spoglądam na cały świat otaczający nowymi oczami i że ożywa we mnie blask wewnętrzny. Pełen pośpiechu i tęsknoty przybyłem do domu. Gdy chciałem potem rysować, absolutnie mi to nie szło. Nie byłem w stanie narysować powiązanych rozsądnych kresek. Przestraszony stałem przed tym fenomenem, bo — muszę to powtórzyć — byłem wewnętrznie całkowicie wypełniony pragnieniem roboty. Aby więc coś robić i jakoś się wyładować, zacząłem sam wymyślać i notować dziwaczną opowieść. I oto napłynęły pomysły w nadmiarze, dniem i nocą napędzając mnie do pracy, tak, że już po dwunastu tygodniach moja powieść fantastyczna była ukończona". "Po tamtej stronie stanowi punkt zwrotny rozwoju duchowego i napomyka o tym skrycie i jawnie w wielu miejscach. Pisząc ją nabrałem dojrzałego rozeznania, iż nie tylko w dziwacznych, wzniosłych i komicznych momentach istnienia leżą najwyższe wartości, ale że to, co przykre, obojętne i powszednio-podrzędne, zawiera te same tajemnice. To, że pisałem zamiast rysować, leżało w naturze rzeczy, sposób pozbycia się szybciej napierających myśli był stosowniejszy, niż byłoby to możliwe inaczej".
... Tak więc znacznie ważniejszy niż owe „malarskie" konkluzje wydaje się fakt, że Kubin pisał swą powieść znajdując się w stanie głębokiej depresji, której przyczyną była śmierć ojca i poważna choroba żony. Miałby w takim razie rację — szczególnie w tym kontekście — „antypsychiatra" Thomas S. Szasz utrzymujący, że „Psychologia nie istnieje; istnieje tylko biografia i autobiografia"? Myśl warta zapewne zastanowienia. A zatem, cóż, pisanie jako autoterapia? W rzeczy samej, jako że biorąc pod uwagę ów dramatyczny moment biografii Kubina, nie sposób nie zauważyć, iż mamy tu do czynienia — jak celnie ujął to Wilhelm Lehmann — „z atakiem bytu", który zagraża integralności człowieka, „na co artysta odpowiada atakiem języka".
Alfred Kubin Po tamtej stronie, tłum. Anna M. Linke, Czytelnik, Warszawa 1980.
Alfred Kubin Demony i nocne zjawy. Autobiografia w: Alfred Kubin Po tamtej stronie.
Walter Hilsbecher Tragizm, absurd i paradoks, tłum. Sławomir Blaut, PIW, Warszawa 1972.
Roland Jaccard Szaleństwo, tłum. Stanisław Cichowicz, Siedmioróg, Wrocław 1993.
Michel Trévoz Sztuka i szaleństwo, w: Roland Jaccard Szaleństwo.
Ewa Maria Mazur Demony Alfreda Kubina w: Literatura na Świecie, nr 10(102) 1979.
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4205/k,2   ALFRED KUBIN RYSUNKI
TWÓRCOWNIA= miejsce do realizacji marzeń osób zagrożonych wykluczeniem społecznym
przestrzeń otwarta, kiedy jest ciepło i nie pada staramy się w środy spotkać w plenerze;